Plakula to mężczyzna, który lubi sobie od czasu do czasu popłakać. A płacz, jak wiadomo, pomaga upłynnić się negatywnym emocjom, by w efekcie swej katarktycznej mocy pomóc w zachowaniu równowagi psychicznej.
A o nią akurat najtrudniej w kraju bocznych dróg i centralnych autostrad cyklicznie blokowanych przez pomarańczowe ciężarówki i uzbrojonych w karabiny maszynowe funkcjonariuszy w opancerzonych wozach.
Świat, który wyłania się z powieści Jerzego Suchanka przypomina skrzywioną rzeczywistość stanu wojennego, a przy tym jest czymś więcej – produktem tworzonej na żywo w rytm stukotu maszyny do pisania wyobraźni bohatera-narratora. On sam zaś, uzależniony od pisania na maszynie, zapisuje wszystko co widzi, czuje, myśli.
A dźwięk maszyny do pisania towarzyszy mu nieustannie w jego wędrówkach po mieście Płask i poszukiwaniach ukochanej Aleksandry. Uzależnienie odziedziczył po rodzicach i dziadkach, nie jest od niego wolny także jego brat. Co więcej – nałóg rozprzestrzenia się, prątkuje, zatacza coraz szersze kręgi, nie omijając nikogo, nawet funkcjonariuszy służb porządkowych. Wszyscy w tym kraju bocznych dróg i centralnych autostrad coś piszą, przepisują, albo chociaż dyktują innym. Pisanie na maszynie ma ocalić ich wspomnienia od zapomnienia, a z drugiej strony – nadaje ich żywotom konieczny cel i sens. Jest sposobem walki opozycyjnej, metodą radzenia sobie z obecnością wszędobylskich szpiegów, kapusiów, nad- i podfunkcjonariuszy służb wszelakich, którzy ustalają własne, dziwaczne często reguły gry.
Każdy ma tu swego „anioła stróża”, który w ciągu dnia śledzi jego poczynania, a nocą wiernie obserwuje ukryty w pobliskiej bramie, gdzie cierpi głód i chłód, a mimo to jest wierny swemu „obiektowi”. Bohater współczuje tym wszystkim pomniejszym, niedocenianym współpracownikom systemu, którzy umierają w zapomnieniu, niepotrzebni nikomu, przez nikogo nie wspominani. Ten, Na Którego Wiernie Czekają nie okazuje im wdzięczności, jest odległy i obojętny. Bohater bierze udział w ich coraz liczniejszych pogrzebach, bo nikt inny tego nie robi.
Zachowanie tzw. ludzkiej twarzy w tych jakże absurdalnych warunkach nie jest łatwe, każdy może bowiem okazać się zdrajcą, u niemal wszystkich pojawiają się „czerwone robaki”, czy podwójny język. Jedną z takich postaci jest poeta Romisław Tumasz opisujący arie szyn „gdy wędrował nocą torami tramwajowymi od zajezdni do zajezdni w poszukiwaniu nocnego tramwaju w kolorze białym. W takim białym tramwaju miał spotkać Dziewczynę Z Igłą i Nitką, która nie ulęknie się zębów jadowych i zszyje rozdwojony od pożerania czerwonych robaków język poety (…) [a może] zaszyje mu również gębę, którą nażerał się czerwonych robaków, by rzygać i pluć nimi na wszelkich poetów-konkurentów, krytyków i redaktorów, a nawet na samego siebie. Jakby funkcjonariusze namówili go, żeby wszystkich zaraził.” Obrazy jak z koszmarnego snu mieszają się tu z rzeczywistością, którą czytelnik zna i rozpoznaje. Książka powstaje niejako na oczach odbiorcy, który niemalże słyszy uderzenia pisarza w klawisze maszyny do pisania, z których to dźwięków powstają kolejne obrazy. Dzisiejsze komputery dzięki swojej akustycznej dyskrecji pozwalają zapomnieć, że zawód pisarza nie jest wcale takim cichym zajęciem. Bo przecież nie powinien być. Słowo wystukane na maszynie do pisania jest najpotężniejszą bronią.
Wydanie 1