Książkę przeczytać można, a nawet powinno się, ponieważ świadków opisywanych zdarzeń jest już coraz mniej, a o tym, co się działo w niemieckich obozach koncentracyjnych, wiedzieć trzeba.
Mimo tego, że jest to książka ważna i potrzebna, to ma kilka wad. Jedną z nich są powtórzenia niektórych wydarzeń i brak chronologii, przez co można się pogubić w opowieści, ale możemy też założyć, że jest to wybieg autora. On też w końcu pewnie się gubił w wydarzeniach, kiedy miały one miejsce. W końcu większość dni w obozie wyglądało łudząco podobnie, rzadko kiedy zdarzało się jakieś urozmaicenie i nigdy nie oznaczało ono niczego dobrego.
Straszne jest przedstawione zezwierzęcenie ludzi, nie tylko tych, którzy siedzieli w obozie, ale także tych, którzy ich pilnowali. W niektórych momentach okrucieństwo przedstawionych postaci wręcz mrozi. Nie tylko zachowanie Niemców, SS-manów, było nieludzkie, ale także więźniów i to w stosunków do innych współwięźniów.
Wydaje mi się, że niektóre rzeczy musiały być trochę podkoloryzowane. Nie chodzi mi tutaj o to, jak wyglądał obóz, jakie rzeczy, postawy i zachowania były w nim chwalone, a jakie tępione. Chodzi mi raczej o to, w jaki sposób autor przedstawia samego siebie. To mnie aż raziło podczas czytania. Nie jestem w stanie uwierzyć w to, że na wpół wygłodzony człowiek, który właściwie w każdej chwili może stracić życie, pyskuje do osób, które mają władzę nad jego istnieniem, i w dodatku właściwie nie ponosi za to konsekwencji, a za d...