Początek historii Jacka Ryana - młody doktor historii wraz z żoną i córką przebywa w Anglii i jest przypadkowym świadkiem zamachu IRA na rodzinę książęcą. Bez chwili wahania, korzystając ze zdobytego w wojsku doświadczenia, rzuca się na pomoc, dzięki czemu udaje mu się udaremnić zamach i mimo odniesienia obrażeń - ująć jednego z terrorystów.
Cały ciąg dalszy jest wynikiem tego zdarzenia, a dzieje się dużo, gdyż terroryście udało się uciec z więzienia i koniecznie chce dokonać zemsty na Ryanie.
Czytając książkę, byłam zdecydowanie bo stronie bohatera, bez jakichkolwiek wątpliwości, ale przyznam, że kiedy obejrzałam film (notabene nie wiem, dlaczego w filmie zmnieniono ofiary zamachu na jakiegoś innego arystokratę), zaczęłam się zastanawiać nad powodem zamachu i zamachowcami. Oczywiście nie zmieniłam zdania i nadal uważam, że nie jest to akceptowalna forma walki o swoje, ale dzięki aktorowi obsadzonemu w roli terrorysty - przestałam uważać go za bestię w ludzkiej skórze. To nie pierwszy raz, kiedy Sean Bean grając postać negatywną - potrafi to zrobić w taki sposób, że staje się niejednoznaczny i zaczyna się myśleć o jego racjach i powodach działania.