"Już od jakiegoś czasu mężczyzna nie szedł ubitą, leśną dróżką, lecz na przełaj, między drzewami. W jego oczach malowała się wściekłość, zarazem niepokój. Kilka razy przystawał, wykrzykując imię swego syna. (...) Wreszcie usłyszał głos. Rozpoznał go natychmiast - to był głos jego syna. Dochodził zza wielkiego krzaka wyrastającego na wprost. Mężczyzna zatrzymał się i chwilę słuchał - dzieciak najwyraźniej z kimś rozmawiał. - Masz rację, to przynajmniej było warte zachodu!. Mężczyzna zacisnął pięści. Niepokój zniknął z jego twarzy, pozostała tylko złość. Rzucił się w kierunku zarośli, szybko je wyminął i zawołał: - Jesteś nareszcie, teraz mi za to... Stanął jak wryty, Jego oczy zrobiły się wielkie ze zdumienia. Kilka sekund patrzył w kompletnym osłupieniu na rozgrywającą się przed jego oczyma scenę. - Boże... - wymamrotał w końcu."