'' Gdy furę zmartwień , kłopotów masz huk , Do drzwi sąsiada zapukaj puk , puk . Gdy spotkasz wrogów na drodze swej tłum , do drzwi sąsiada zapukaj bum , bum. ''
Dawno dawno temu , jakiś damski zespół , jak mnie pamięć nie myli , były to Alibabki , wylansował piosenkę '' Jak dobrze mieć sąsiada '' . Właśnie ta piosenka tłukła się po mojej głowie , niczym przysłowiowy diabeł po piekle w trakcie czytania książki '' Para zza ściany '' autorstwa Shari Lapeny . Dlaczego ? ano dlatego że w tej książce wszystko zaczyna się od sąsiadów właśnie . Otwierając tę debiutancką pozycję wkraczamy do domu Cynthii i Grahama , gdzie właśnie odbywa się kameralne (dwie pary) przyjęcie na cześć czterdziestych urodzin pana domu . Cynthia bawi się doskonale uwodząc i flirtując wcale nie delikatnie z Marco , mężem Anne . Anne i Marco Conti są sąsiadami z za ściany Cynthii i Grahama . Anne jest mocno niespokojna , poddenerwowana i ogólnie nie czuje się dobrze z kilku powodów . Po pierwsze pół roku wcześniej urodziła córeczkę Corę i leczy się na depresję poporodową , zażywając mocne leki antydepresyjne . Po drugie raczej żadna żona nie cieszyłaby się widząc jak jej najlepsza (jak się Anne wydawało) przyjaciółka i jej mąż wzroku i niemal rąk nie mogą od siebie oderwać . Na dodatek , po trzecie młoda matka martwi się o swoją córeczkę którą zostawili z mężem w domu , ponieważ sąsiadka nie życzyła sobie by na przyjęcie zabrali dziecko , tłumacząc że jest marudne , wrzeszczące i wszystkim zeps...