Chciałabym w tym roku czytać więcej książek zagranicznych autorów. Ostatnie lata poświęciłam niemal wyłącznie tym rodzimym, czego absolutnie nie żałuję, ale nie tylko oni są w stanie mnie zachwycić. Planuję więc być na bieżąco z tymi ulubionymi, co powinno być dość łatwe, trudniej może być z nadrobieniem tych najgłośniejszych tytułów najbardziej znanych twórców.
"Papier, kamień, nożyce" to jedna z najlepszych zagranicznych książek, jakie kiedykolwiek czytałam. A z Alice Feeney miałam już kiedyś przyjemność, jednak tamta powieść zatarła się w mojej pamięci, więc z pewnością nie była tak kapitalna jak ta. Mam tylko problem z tytułem, gdyż znam go w innej kolejności i w oryginale brzmi właśnie tak, nie rozumiem tej zmiany, ale to tylko szczegół, choć fabularnie też się to niestety nie broni.
Mam raczej średni stosunek do thrillerów małżeńskich, już dawno mi się przejadły i brakowało mi w nich czegoś wyjątkowego, co wyrywałoby mnie z butów. I w końcu na coś takiego trafiłam. Ta powieść wciągnęła mnie od pierwszych stron i z każdą kolejną coraz trudniej było mi się oderwać od lektury. Wszystkie moje teorie okazały się błędne, choć starałam się bardzo wyłapywać drobne niuanse i składać je w konkretne tropy. Pod koniec miałam wrażenie, że tych zwrotów akcji jest jednak trochę za dużo, jakby autorka była na najlepszej drodze, by przekombinować, ale ostatecznie jestem w pełni usatysfakcjonowana rozwiązaniami fabularnymi.
Przez moment miałam też obawy...