''Ostre przedmioty'' autorstwa Gillian Flynn to kolejny debiut na jaki trafiłam w swej czytelniczej podróży. Na pewno jest to książka mocna i nieźle pokręcona. Właściwie wszystkie występujące tam postacie są jakieś dziwne, tak jakoś miałam wrażenie że zło jest im bliższe niż dobro, czy empatia. Po prostu z tej książki, z jej nowiutkich pachnących jeszcze farbą drukarską stron, ziało grozą. Nie chodzi mi o grozę tę z horrorów, o jakieś żywe trupy biegające po mieście, czy wilkołaki lub wampiry szukające po nocach gładkich szyj swoich ofiar. Chodzi mi o tę grozę ''normalną'', tą nie nadprzyrodzoną, tą tym bardziej straszną i niesamowitą, że jak najbardziej może się zdarzyć w każdym mieście, w każdym kraju i może nawet tuż za rogiem twojego domu lub bloku.
Wydaje mi się że tej grozy, zła i popaprania jest w tej książce za dużo, miałam wrażenie że nie ma w tym miasteczku nikogo ''normalnego'' . Takiego zwykłego szarego człowieczka, który ciężko pracuje, średnio zarabia i niewiele ma zmartwień, a nawet jak ma to są one zupełnie pospolite. W tej pozycji autorka ''ubrała'' swoich bohaterów we wszystkie chyba, a przynajmniej w większość wszelakich schorzeń i zaburzeń psychicznych. A największą ich ilością pani Flynn ''obdarowała'' główną bohaterkę, jednocześnie narratorkę, Camille Preaker.
Panna Preaker, to reporterka Daily Post czwartej co od wielkości gazety w Chicago. Pewnego dnia dostaje od swojego szefa ''bojowe zadanie'', oto ma udać się do Wind Gap, niewielki...