Dzieło Swietłany Aleksijewicz jest czymś więcej, niż wielkiej wagi reporterskim świadectwem dziejów najnowszych; dowodzi wolności ducha młodego narodu, któremu zabrano demokrację, zanim zdążyła się ugruntować, narodu, któremu dzisiejsza władza próbuje odebrać nawet poczucie tożsamości i język, przeobrażając własny kraj z powrotem w rosyjską kolonie. Stefan Bratkowski Swietłana Aleksijewicz jest najbardziej znaną i najczęściej wydawaną w świecie pisarką białoruską piszącą po rosyjsku, laureatką wielu prestiżowych nagród. Ponieważ podpisuje się pod protestami przeciw niegodziwości naszych czasów, jej książki nie ukazują się w kraju ojczystym. W latach 1979-1989 przebywała w Afganistanie, gdzie toczyła się wojna, w której spory odsetek Armii Radzieckiej stanowili 19-, 20-letni chłopcy, odbywający zwykłą służbę wojkową. Po powrocie przez 4 lata szukała "afgańców" (jak się w krajach byłego ZSRR do dziś mówi o tych, którzy znaleźli się w "ograniczonym kontyngencie wojsk radzieckich pomagających bratniemu narodowi afgańskiemu"), a rozmawiając z nimi, stała się ich kronikarką. Efektem były "Ołowiane żołnierzyki", które ukazały się w 1991 r. Przemówili w niej okaleczeni na ciele i duszy "powróceńcy" lub, jeśli zginęli, ich najbliżsi. "To książka o przestępczej wojnie afgańskiej, którą przez 10 lat ukrywano przed narodem" - stwierdziła w jednym z wywiadów. Pojawienie się książki stanowiło przyczynę procesu sądowego przeciwko autorce. Dla nas ołowiany żołnierzyk to zabawka dziecinna, podczas gdy rosyjski cynkowyj malczik to również zwłoki żołnierza, które przywożono bliskim z frontu - z Afganistanu - w cynkowej trumnie, do pochowania na miejscowym cmentarzu.