Oj tym razem znacznie dłużej ją czytałam. Nie chodzi o to, że szła mi opornie, ale z powodu choroby dzieci. Byłam jej jednak niezmiernie wdzięczna, że właśnie w tym czasie mi towarzyszyła. Czytając o walce w książce przedkładałam sobie to na walkę z chorobą i czułam się silniejsza. W ogóle już sam początek był prowadzony w bardzo napiętej atmosferze.
,,Wiele wysiłku włożono w pojmanie Taima, jeszcze więcej w zatajenie jego ucieczki. Nic dobrego nie wyniknie dla Wieży, jeśli świat dowie się, że nie potrafiły poradzić sobie z fałszywym Smokiem, i to po tym, jak go już schwytały".
Jak widzicie historia nieco się poplątała. Nic nie poszło po ich myśli, choć były już u celu. Ogólnie nieco więcej tutaj bohaterowie dyskutują i zastanawiają się, co by było gdyby. To ich najmocniejsza strona. Być może nie wszyscy lubią, kiedy rozmowy niewiele wnoszą, jednak dla kogoś, kto nie zna poprzednich tomów, a ta książka wpadła mu w ręce przypadkiem byłoby świetnym wprowadzeniem do serii.
Sporo osób wyda tutaj ostatnie tchnienie, aczkolwiek i tutaj można by polemizować. Mimo wrogich scen, wydaje mi się, że to chyba najbardziej krwawa pozycja z dotychczasowej tomów. Na plus był również fakt, iż niektórzy potrafili się zmienić i byli bardziej przystępni. Jakby ich wieczna irytacja gdzieś tam wyparowała i zastąpiła ją zrozumieniem i bystrością.
Przyznam się wam, że tą książkę chyba przeżyłam najbardziej. Były momenty, że się wzruszałam i takie, kiedy miałam ocho...