"Nie wzbudza fałszywej nadziei, nie stara się naprawić sytuacji za wszelką cenę. Po prostu pozwala mi być. Kiedy wspominam sobie nasze wspólne dobre chwile, uświadamiam sobie, że może troszczy się o mnie bardziej, niż mi się wydawało. "
Billie jest niesamowicie zdolna, wygadana a w dodatku właśnie została trenerką na ranczu Gold Rush Ranch. Niby taka zwyczajna bohaterka jednak wraz z biegiem fabuły odkrywamy o niej pewną tajemnicę, którą tak skrzętnie ukrywała.
Vaughn już na samym początku zbłaźnił się przed główną Billie myśląc, że jest ona kolejną kobietą wysłaną przez jego matkę, która natarczywie stara się go wyswatać. Koncertowo zrobił z siebie idiotę i raz za razem robił to po raz kolejny, kiedy nie mógł przestać myśleć o swojej nowej pracownicy.
Relacja pomiędzy bohaterami jest tak skomplikowana, że momentami zaczęłam się w tym wszystkim gubić. W jednej chwili zachowywali się jak najlepsi przyjaciele, aby w następnej wydzierać się na siebie. Czytając tą książkę przypomniałam sobie jak wiele razy w innych historiach główny bohater w pieszczotliwy sposób zwracał się do głównej bohaterki a tym razem to ona za każdym razem nazywa go "szefuniem "i za każdym razem bawi ją reakcja, kiedy on się denerwuje.
"Off to the races" to historia, o której było bardzo głośno na bookmediach jednak z jakiegoś powodu nie podzielam zachwytu innych czytelników. Była to historia całkiem przystępna jednak nie zachwyciła mnie tak jak się tego spodziewałam.