Bardziej konsekwentna od ,,Małego księcia''. Exupery poprzez lotników oddaje marzenia na papierze, które są cenniejsze od skarbca, kurczowego chwytania życia na lądzie. Gdzieś nad Buenos Aires szybują piloci pochłonięci pracą zmagający się z warunkami atmosferycznymi. Pod warstwą nocnych eskapad, w tumanie gwiazd i przeciwko burzom francuski arystokrata opowiada się za filozofią wzniosłych słów, co nieustannie przybliżają do fal mgławic, połaci nieba, zmierzając w odmienne stany świadomości, gdzie lot nad miastem staje się wyzwoleniem od społecznej machiny. Niezachwiana wolność ma swoją wartość, ale jak przekonuje autor: ,,Pragnę miłości, nie wolności''. To miłość do lotnictwa, kiedy drążkiem wznosisz się w odległą czasoprzestrzeń. Bez tajemniczych zjawisk, jak zniknięcia w trójkącie Bermudzkim. Za to znikamy za pościelą rozpostartej troposfery. Skrzydła zabierają w podróż, od której trudno się uwolnić, łatwo zatracić granicę rzeczywistości. Bardzo specyficzny język powieści sprawi, że część czytelników uzna tytuł za mędrki i błądzący po poetycznej płyciźnie. Załoga zatopiona w nocy płynie po rozrzedzonym powietrzu - koszty marzenia nic nie znaczą, gdyż lot nad wieżowcami oddaje nowy, świeży punkt widzenia.