Cieszy mnie rodzący się w ostatnim czasie trend sprawiający, że w powieściach teoretycznie mających pełnić funkcję rozrywkową pojawiają się wątki trudne, ale bardzo potrzebne. Nawet jeżeli to tylko fikcja, to ważne jest to, by choćby poprzez literaturę piętnować przemoc wobec kobiet i przedmiotowe ich traktowanie. Mam nadzieję, że przede wszystkim wpłynie to na kształtowanie odpowiednich postaw, ale też może realnie pomoże ofiarom znaleźć właściwe wyjście z dramatycznej sytuacji.
"Najgorszy dom" to kolejna książka Magdaleny Majcher, po którą sięgnęłam, ale tym razem lektura nie dała mi tego, czego oczekiwałam. Twórczość autorki kojarzy mi się przede wszystkim z emocjami, byłam na nie gotowa, ale tę konkretną powieść określiłabym jako zimną. Trochę podobnie było z "Małymi zbrodniami", ale mam wrażenie, że tym razem główna bohaterka była jeszcze bardziej zamknięta, a tym samym czytelnikowi nie mogły się udzielić jej odczucia.
Łucja to młoda kobieta, skrywająca uczucia bardzo głęboko pod pancerzem, który pokazuje światu. Może wydawać się nieczuła i cyniczna, ale to tylko mechanizm obronny zranionej osoby. Życie jednak nie zamierza jej oszczędzać i zmusza do zmierzenia się z przeszłością przez powrót w rodzinne strony. Łucja wyrusza tam, by wziąć udział w poszukiwaniach zaginionej młodszej siostry, z którą niestety od kilku lat nie miała kontaktu.
Czytelnik mierzy się jednocześnie z przeszłością głównej bohaterki i historią jej siostry. Obie są równie trudne i skomplikowane, obie mogły mieć inne zakończenie, gdyby te kobiety wychowywały się w innej rodzinie. To chyba najbardziej szokujące w tej książce, ta świadomość, że sytuacje w niej opisane miały inne rozwiązanie, że choć niestety zdarzają się dość często, to z odpowiednim wsparciem można sobie z nimi poradzić.
"Najgorszy dom" to powieść, w której warstwa emocjonalna nie jest tak głęboka jak w przypadku innych książek autorki, ale to nie znaczy wcale, że tych emocji w czytelniku nie wywołuje. Dla mnie była to trudna lektura, bo poruszane w niej tematy należały do takich, z którymi szczególnie ciężko mi się mierzyć.
Moje 7/10.