Są tacy autorzy, których styl byłabym w stanie rozpoznać po krótkim fragmencie tekstu. I nie mam tu na myśli żadnych analiz, zwracania uwagi na charakterystyczne wyrażenia, a po prostu czysto intuicyjnie odczucia. Pamiętam jak sięgałam po raz pierwszy po książkę Ryszarda Ćwirleja i nie byłam przekonana, czy aby na pewno odnajdę się w początkach poprzedniego stulecia, ale to właśnie styl autora sprawił, że przepłynęłam przez tamtą opowieść. I chociaż lubi on skakać po epokach, to zawsze od razu czuję, że czytam Ćwirleja. Ta ciepła, gawędziarska narracja okraszona nutą inteligentnego humoru uzależnia.
"Na trwogę bije dzwon" to początek nowej serii, choć tak naprawdę możemy tu mówić o czymś na kształt kontynuacji tej doskonale już znanej. Może więc nowe otwarcie? Ryszard Ćwirlej po prostu pozwala nam towarzyszyć Antoniemu Fischerowi w nowej dla niego rzeczywistości. Ten bohater był dotychczas osadzony w okresie międzywojennym i muszę przyznać, że to jedyne kryminały retro, po jakie sięgałam. Czas jednak płynie i akcja najnowszej powieści autora toczy się już w przededniu II wojny światowej i w jej pierwszych dniach.
W fabule wyczuwalny jest duch niepokoju związanego z sytuacją w Europie, ale mimo to autorowi udało się zachować unikalny klimat wcześniejszych powieści z komisarzem Fischerem. Ta ma bardziej kryminalny charakter, choć nie brakuje wątków wywiadowczych. Za tymi drugimi nie przepadam, ale w tej serii są na tyle zbilansowane, że nie mam powodów do narzekań.
Nie wiem czy wspominałam już w swoich recenzjach o Tolku Grubińskim, ale naprawdę podoba mi się to, jak ta postać została wykreowana. Nie sposób odbierać go negatywnie, mimo tego, czym się trudni i chyba idealnie obrazuje on to, że w każdym z nas jest dobro i zło, a my samodzielnie możemy zdecydować o tym, co zdominuje nasze zachowanie.
"Na trwogę bije dzwon" to kolejna odsłona twórczości Ryszarda Ćwirleja, w której z przyjemnością się zatopiłam na kilka godzin. Cieszę się, że będziemy mogli dalej śledzić losy doskonale nam znanych bohaterów i choć unikam książek traktujących o wojnie, to dla Fischera zrobię wyjątek.
Moje 8/10.