Nie sądziłam, że lubię nowele i powieści małoobjętościowe, ale czytanie Na brzegu kłamstw Anny Dziedzic było naprawdę przyjemnie spędzonym wieczorem. To debiut, warto zaznaczyć, i myślę, że całkiem udany. Anna ma przepiękny styl, dzięki czemu przez tę niedługą książkę przelatuje się jeszcze szybciej, niż można się było tego spodziewać.
Już pierwsze strony zaszczepiają w nas ciekawość i pozwalają wyczuć intrygę. Na uroczystym przyjęciu pojawia się dżentelmen i oznamia, że przychodzi po swoją żonę. Tylko że jego żona jest... narzeczoną kogoś innego. I tu zaczyna się cały spektakl upadających jedno po drugim kłamstw (i guziczków sukni).
Opowieść pozwala nam prześledzić splecione losy czterech osób: Pheobe, Williama, Richarda i jego siostry i decyzja każdej z nich prowadzi do zmian fabularnych. Jestem już wielką fanką sposobu, którym odkrywano nie tyle aktualne kłamstwa i tajemnice, ale też to, co działo się przed akcją w Charlestonie.
To bardzo ładna opowieść w realiach XIX wieku choć muszę przyznać, że jest napisana w taki sposób, że wcale nie zdajemy sobie sprawy, że czytamy coś osadzonego w nie współczesnym świecie. To spory plus, bo dzięki temu, książkę mogą przeczytać nawet ci, którzy "historyczne" kojarzą jedynie z Krzyżakami.
Polecam bardzo ;D