Zauważyłam, że natrafiłam na którąś część z detektywem Harrym Boschem, ale jakoś mi to nie przeszkadzało. Dawno nie czytałam dobrego kryminału, ostatnio bardziej wchodziłam w fantastykę, tym lepiej mi się czytało o zbrodni, która w sumie mogłaby być prawdziwą. Zamordowany bowiem zostanie pewien producent filmowy, którego wszyscy znali. Jego wystygłe już ciało odnaleziono w bagażniku samochodu i wszystko wskazywało na to, że padł ofiarą morderstwa. Kule w głowie były tego mocnym potwierdzeniem. Najwyraźniej miał swoich wrogów o którym nikomu nie mówił. Niemal od razu biorą pod uwagę mafię, gdyż wiadomo, że ich ofiary z reguły są postrzelone w miejsca, gdzie nie da się już nikogo uratować. W tym wypadku pasowałoby wziąć się do pracy, przymknąć zbrodniarzy i po sprawie. No tak, tylko, że wydział zabójstw jakoś nie specjalnie jest tą sprawą zainteresowany. W ich mniemaniu w sumie nic takiego się nie wydarzyło, więc po co drążyć temat? Jednak nasz komisarz nie jest tak płytki jakby na początku można o nim sądzić. Drąży tam, gdzie nie powinien i coraz bardziej czuje, że chyba nie wyjdzie na tym dobrze. W pewnym momencie sam staje się celem... Czy wyjdzie z tego cało?
W powieści podobały mi się sceny zwątpienia i strachu, kiedy bohaterzy czuli, że coś jest nie tak. Ich niepokój był autentyczny, dlatego gładko przechodził na nasze myśli. Tym bardziej, że nie ma tutaj pewności, iż detektyw przeżyje, bo nawet nie ma gdybania w tym kierunku. O ile nie fakt, że jest to kolejna c...