Czy druga część może być lepsza od pierwszej?
Teoretycznie tak, ale nie w przypadku "Mrocznego Tronu".
Choć drugi tom bardzo mi się podobał i dalej byłam zachwycona historią Katherine, Arsinoe i Mirabelli, muszę przyznać, że ten tom zwolnił nieco tempa. Nie twierdzę, że był nudny, ale pierwszy bardziej mnie zaciekawił.
Wątek z Katherine i Breccia Domain był zdecydowanie najlepszy. Nieprzewidywalny, szokujący i bardzo intrygujący, przez który faktycznie poczułam czystą ciekawość co do przyszłych rozdziałów. To samo tyczy się poszerzenia wątku Jules i jej mocy. Myślę, że nikt by się nie spodziewał właśnie tego u tej bohaterki.
Ogólnie w tym tomie okazało się, że pierwotne moce mają niewiele wspólnego z głównymi bohaterkami, co samo w sobie już skłania do dalszego czytania.