Mało przekonujące dokonanie Terry'ego. Komedia, która nie potrafi cytować dramatu, a tragizm napisany przez chichot losu niebłyskotliwy i roztrzepotany przez burzliwą narrację z gitarą chaotycznego Hendrixona. Wrzucone na oślep magazyny z kosmitami z maglowanej areny 51. Lądujemy na złomowisku, gdzie córka oraz babcia prowadzą spokojny żywot z maszynami na czterech kółkach. Z jednym, wyjątkowym szkopułem. Młoda dziewczyna jest weteranką wojenną stacjonującą niegdyś w Iraku. Z zespołem stresu pourazowego. I niby zapowiada się zachęcająco, bo towarzyszem marines jest goryl jako podświadomy agresor, który we wszystkim widzi wroga. Mamy dwójkę nierozgarniętych pajaców, co zamierzają jako pośrednicy ,,wyłudzić'' od staruszki podpis na sprzedanie ziemi, ale ów zręczna komedia prędko stosuje naiwne motywy oraz pokraczny komentarz militarny. Nie ratują serii: a)kreskówkowi obcy, b) prymitywne dialogi, c) kiepskie postaci drugoplanowe (mężczyźni są obrzydliwi i tacy nieinteresujący), d) główna bohaterka, to summa summarum antybohaterka oraz szkodliwy stereotyp weteranów wojennych.
Jak mogą bawić popisy popkulturowe oraz nitki komedii z ,,wyłączoną'' psychiką, tak jest to, napisane koślawo i destrukcyjnie dla narracji. Zawiodłem się, bo groteskowy ton wytrąca z równowagi, a gdy zamierza poruszać poważne problemy społeczne, jak nieumiejętność kontrolowania wyobraźni przez zaburzenia ośrodkowego nerwu - staje się nad wyraz chybotliwy oraz sprzeczny. Nie potrafi przeskakiwać...