Proszę Pani, Pani Levine, dlaczego Pani to zrobiła. Dlaczego w tak świetnej książce, pełnej doskonałego humoru, pojawiło się tak okrutne zakończenie.
Bo wierzcie mi, drugiego tak absurdalnego zakończenia nie przeczytacie. Chociaż, przyznaję, jeśli spojrzę na nie z szerszej perspektywy, przez ogromne, naprawdę potężne sito, mogę uznać je za celowy zabieg. Taki, który wpasuje się w ogólną koncepcję książki. Ja jednak trochę się rozczarowałam.
Ale pomijając powyższe i przyjmując, że to, co wydarzyło się na ostatnich stronach, w ogóle nie miało miejsca, bo w moim wyobrażeniu wszystko kończy się inaczej, "Mój współlokator jest wampirem" będzie idealną książka na teraz.
Na raz, na wieczór. Taki z herbatą, świeczką i kocykiem. Dlatego, jeśli szukacie czegoś jesiennego, w klimacie #spooky, ale z elementami humoru i romansu, no i oczywiście z wątkiem paranormalnym, myślę że książka Jenny Levine przypadnie Wam do gustu.
Ja bawiłam się świetnie, śmiałam się w głos z głównego bohatera, który na koncie ma kilkaset lat i delikatnie mówiąc, trudności z dopasowaniem się. Konstrukcja tej postaci to największy atut książki. Wszystko doskonale do siebie pasuje. To, jak się ubierał, jak formułował zdania i myśli. Genialne.
Ale to nie jedyne, co zapadło mi w pamięci. Kocham wszystkie wiadomości, liściki, smsy, które Frederick i Cassie między sobą wymieniali. Listy, wpisy do pamiętnika, wycinki z gazet. To wszystko bez wątpienia umila lekturę.
"Mój współlokator jest wampirem" to lekka, przyjemna i klimatyczna lektura. Niepozbawiona wad, ale jeśli chcecie umilić sobie wieczór - sprawdzi się idealnie 🧛🏻