Marcin nie jest karykaturą, nie jest też postacią umowną. Jest żywym i jakże typowym okazem ludzkim, odmalowanym w całej krasie gatunku. Jest takim, jakim ukształtowały go wieki historii. Wiemy, że zaprzęgnie swoją Jadzię do kieratu, że – być może – tak samo, jak z pierwszej żony, wydusi z niej wszystkie siły i tak samo ją przeżyje. Ale wiemy też, że Jadzia-tłumok niczego więcej nie pragnie, niż złapać starego z morgami, że kto wie – może właśnie ona, ze swą zaborczą młodością, w tych twardych zapasach zwycięży. Bo jest to przede wszystkim powieść o grze wielkich, prymitywnych i gwałtownych namiętności i to nadaje ostrości jej realistycznemu rysunkowi.