Państwo Bralik obchodzą rubinowe gody. Z tej okazji ich 4 córki postanowiły przygoować niespodziankę i zabrać ich do pensjonatu w górach.
Najmłodsza z sióstr, Ela, jako jedyna nie ma osoby towarzyszącej. Aby uniknąć niewygodnych pytań rodziny postanawia wynająć na cały okres Świąteczny mężczyznę, który odegra role jej chłopaka. Zadanie jednak nie jest takie proste. Chociaż mężczyzna ma na imię Mikołaj, to nie pasuje do rodziny Bralików pod względem obycia i wysławiania się.
Jednak książka nie jest zła. Uśmiech z twarzy nie schodził mi. A wszystko to za sprawą relacji pomiędzy Elą a Mikołajem. Nauczenie przystojniaka by nie używał pewnych słów było niemożliwe. Były tutaj również momenty, podczas, których wzruszyłam się.
Mikołaj to postać, która wzbudza sympatię. Pod maską mięśniaka kryje się naprawdę wrażliwy mężczyzna.
Autorka posiada lekki i przyjemny styl pisania, dzięki czemu książkę czyta się bardzo szybko i przyjemnie. Jest ona z gatunku z tych co pozwalają na chwilkę zatrzymać się i zastanowić się co tak naprawdę jest ważne w Święta.
Książka posiada ducha świąt, ale według mnie trochę za mało. Podobnie jeśli chodzi o poczucie górskiego klimatu. Jego praktycznie brak. A szkoda. Pomimo to książkę polecam!