Nie miałam pojęcia, że „Mentor”, który do mnie trafił stanowi piątą część cyklu przygód pułkownika Radosława Sztylca. Jednak podskórnie czułam, że mogę zawierzyć intuicji i dobrze się stało, bo nie zgubiłam się w opowiadanej opowieści. Wydaje mi się, że każdy tom traktuje o czym innym, a łączą je tylko postacie. Chociaż sam autor również sprawnie „bawi się” retrospekcjami w momentach koniecznych, więc książkę czyta się w sumie bez zbędnych luk. Oczywiście nie znaczy to, że nie zamierzam przeczytać wcześniejszych czterech tomów serii: „Hajlajf”, „Weryfikacja”, „Zawieszenie”, „Jeremiada”.
Ciekawostką dla mnie jest fakt, że tak niewiele, a w sumie nic nie wiadomo o Kafirze, który skutecznie chroni swoją prywatność. Wiadomo, że był oficerem jednostek rozpoznawczych oraz służb specjalnych. Sporo zdradził w swojej debiutanckiej książce „Kontakt. Polskie służby w Afganistanie”.
„Rządy upadają, teczki z hakami znikają.”
„Mentora”, mimo że klasyfikowany jest jako kryminał, trudno włożyć do jednego worka. Owszem jest to powieść kryminalna, ale także sensacyjna (nawet bardzo), zdecydowanie jest to thriller, ale posiada również znamiona powieści historycznej, bo akurat tło historyczne ma bardzo dobrze zbudowane i ma odzwierciedlenie w faktycznych wydarzeniach, które miały miejsce, a które nie zostały do końca wyjaśnione: śmierć księdza Jerzego Popiełuszki, Okrągły Stół czy tajne archiwa PRL-u.
Tak się składa, że ja to wszystko dość dobrze pami...