Spotkać książkę, która już od pierwszych stron idealnie rezonuje z gustem literackim to prawdziwe szczęście. Nigdy nie przypuszczałabym, że połączenie literatury pięknej i grozy może być tak interesujące. Za tym tajemniczym tytułem Melmoth kryje się powieść szkatułkowa, owiana aurą zagadkowości, nieoczywista, niepokojącą i klimatyczna.
Dostajemy tu aż trzy historie - dwóch tureckich urzędników za czasu schyłku Imperium Osmańskiego, pewnej luteranki skazanej w XVI wieku na stos oraz niemieckiego chłopca w okupowanej przez nazistów Pradze. Wszystkie opowieści łączy jedna postać przekletej obserwatorki Melmoth, pojawiającej się wszędzie tam, gdzie ponuro i wieje śmiercią i strachem. Pragnie ona wybawić bohaterów i zaprasza ich do podzielenia jej losu, do wspólnego dans macabre.
Całość rozpoczyna się od wręczenia głównej bohaterce Helen pewnego rękopisu. Od tej pory kobietę nawiedzać będzie pewna postać ukryta w cieniu. Bohaterka pozostanie zawieszona między ciemną tonią, a bezpiecznym brzegiem, a czytelnik otrzyma zagadkę, czy to wyłącznie projekcja jej wyobrażeń i skrywanych grzechów?
Uwielbiam powieści gotyckie za ich niesamowity klimat, złowrogość wylewającą się z opisów. Melmoth jest idealna propozycja na jesienne wieczory.
Od tej pory zamierzam bacznie przyglądać się autorce.