Książkę tę zaczęłam, bo od dawna szukałam powieści z perspektywy "tego złego" - z perspektywy antagonisty, osoby nie koniecznie dobrej i bezinteresownej, gotowej poświęcić się dla innych. I na początku, choć były ku temu przesłanki, zachwycona nie byłam. Opowieść zaczęła się jak praktycznie każda historia o bohaterze, który niespodziewanie odkrywa w sobie tajemnicze zdolności, a potem uczy się jak ich używać. To co było innego to to, co działo się w umyśle Adeliny - głównej postaci. Z czasem dopiero zaczęłam wciągać się coraz bardziej, bo z początku typowa akcja w pewnym momencie zaliczyła nietypowy obrót i zaczęło się dziać... coś naprawdę oryginalnego. Finał książki bardzo mi się spodobał i dał nadzieję, że drugi tom może być czymś dużo innym niż to, z czym do tej pory miałam styczność.
Jednym z najważniejszych elementów każdej książki są dla mnie bohaterowie, oni potrafią sprawić, że przebrnę przez najnudniejsze flaki z olejem. Jak było w przypadku "Mrocznego piętna"? Ani świetnie ani źle. Nikt mnie nie zachwycił niestety, ale wielu polubiłam i liczyłam, że dalej się rozwiną, bo był w nich potencjał.