Może to dziwne, ale książka skojarzyła mi się z wierzeniami wyznawców pewnej religii. Wierzyli bowiem, że ich wiara jest tą idealną i każdy, ktokolwiek chce zostać zbawiony, powinien wykonać kilka rzeczy. Po pierwsze odrzucić wszelkie swoje dobra materialne, by być absolutnie czystym, nie posiadać niczego, co by skusiło go do postępowania według ich zasad. Po drugie, z góry traktowanie innych ludzi jako gorszych. Po trzecie, całkowicie się ich pozbyć:
,,Zabić, zabić, wybić, wykończyć, dobić, nasz gatunek!"
Osoba, która tego nakazuje wręcz wyzywa inne postacie, obraża je, by dosadniej zabrzmiały jego słowa. Zresztą w całej książce jest sporo wulgaryzmów, za pomocą których autor chciał zwrócić na siebie uwagę. Nie jestem pewna, czy posiadała tu nasza postać tak ogromną władzę i wiedzę, jednak skoro poddani potrafili mu zawierzyć, to jego gra psychologiczne była tu na wysokim poziomie. Kiedy przedstawia zasady, jakie chce wprowadzić, to nie wiem, czy komukolwiek się one spodobają. Ja byłam na NIE za każdym razem, kiedy prawił swoje morały. Jednak trzeba mieć na uwadze, że to tylko książka i mam ocenić ją jako wymysł autora, a nie to, co wmawia postaciom. Piszę to po to, bo gdy ktoś tego nie rozdzieli, jego ocena będzie dla niego niska. To, że nie pochwalam jego zachowań, nie znaczy, że cała fabuła jest zła. Podkreślę też, że zawiera ogrom przemocy psychicznej i fizycznej. Wiele potocznych słów, prostackich zachowań, nerwowych sytuacji, oceny ludzkości pod ...