Dla ludzi lubiących szufladki "Magik" będzie sporym problemem. Thriller? W założeniu tak, ale nie trzyma w napięciu. Powieść obyczajowa? Trochę tak, ale nie do końca. Kryminał? Jest zbrodnia i zagadka, ale coś się tu rusza w bodaj ostatnich dwustu stronach. Są i echa historyczne, bo a to upadek muru, a to solidarnościowa opozycja. Są i wtręty socjologiczne, jakiś lichy romans i czort wie co jeszcze. Czyli z grubsza wygląda to jak robiony po pijaku bigos: wrzuć do gara wszystko co w łapy wpadnie i patrz jak kipi.
W warstwie fabularnej dzieje się bardzo niewiele - cokolwiek zaczyna się zagęszczać dopiero pod koniec. Narracja przeskakuje pomiędzy bohaterami, nawet tymi epizodycznymi. To zdecydowanie plus, przynajmniej dla mnie, ale autorka zbytnio się w tym zatraciła. Większość postaci poznajemy bardzo drobiazgowo, ale zmienia to książkę w pokaz slajdów z portretami psychologicznymi bohaterów, akcję pozostawiając samej sobie - więc ta zdycha w agonii przez większą część książki. Z samymi bohaterami też jest zresztą mało ciekawie, często są to zwykłe klisze. Gliny chleją i prowadzą po kryjomu własne śledztwo, często zgrywając Bonda, dzielna dziennikarka (zdaje mi się, że alter ego autorki) jest twardsza od diamentu, bezkompromisowa i och! ach!, klękajcie narody. Czarne charaktery wypadają groteskowo, jak ich odpowiednicy z kreskówek (wiecie: demoniczny śmiech Złego, a w tle walą pioruny). Reszta wypada jakoś tak blado, choć w niektórych przypadkach można coś ciekawego zn...