Lunch w Paryżu to wspomnienia młodej Amerykanki przeżywającej dwa namiętne romanse naraz – z Bretończykiem Gwendalem i... francuską kuchnią. W najbardziej romantycznym z miast Elizabeth idzie na lunch z przystojnym Francuzem – i już nigdy nie wraca do domu. Poznaje świat gwarnych targowisk, modnych bistro i femme fatale noszących rozmiar 34. Uczy się, jak patroszyć ryby i jak sufletem czekoladowym koić ataki tęsknoty za domem. Odkrywa też, że im lepiej zna się na francuskiej kuchni, tym lepiej rozumie Paryż. Francuska kultura, jak się okazuje, do pewnego stopnia przypomina dojrzały ser – z zewnątrz widać jedynie sztywną otoczkę i dopiero przebijając się przez nią, można dotrzeć do półpłynnego, pikantnego wnętrza. Książka, choć doskonale wpisuje się w ramy gatunku reprezentowanego przez Rok w Prowansji czy Pod słońcem Toskanii, przynosi coś więcej niż opis blasków i cieni życia w Paryżu. Jest to bowiem opowieść o zakochiwaniu się, redefiniowaniu słowa „sukces” i odkrywaniu, co się naprawdę liczy, co to znaczy być szczęśliwym i jak odnaleźć się w obcym kraju.