Od dłuższego czasu na moje półce czeka powieść The Love Hypothesis, ale jakoś nie mogę się za nią zabrać. Kolejna powieść Ali Hazelwood - Love on the brain trafiła w moje ręce przekonując mnie wątkiem NASA, który wyhaczyłam w opisie książki. Teraz na bank szybko sięgnę po The Love Hypothesis, bo styl Ali bardzo mi się spodobał 😉
Pochłonęłam? Owszem! Ba, strasznie ciężko było mi się od tej książki odrywać. Levi? Gburowaty, ale uroczy. Cud, miód. Polubiłam go od samego początku. I muszę przyznać, że nawet trochę zaskoczyło mnie, że był tak pozytywnym bohaterem. Właściwie nie mogę mu nic zarzucić. Nie było w nim ani trochę (jak dla mnie) negatywnych cech, jak to zwykle bywa w romansach, gdzie bohater często gęsto ma w sobie trochę z „tego złego”, jeśli wiecie o co mi chodzi 😉
Bee, cóż, jest dość ciekawą postacią, ale tu już nie było tak czarno biało. Miałam do niej jakieś ale, trochę mnie wkurzała, momentami miałam ochotę palnąć ją w głowę i powiedzieć „Głupia Ty!”, ale finał finałów i tak ją polubiłam.
Co do fabuły! Fantastyczna! W życiu nie pomyślałabym, że można osadzić romans w światku NASA. Trafiło to do mnie na maksa. Może przez delikatną fascynację kosmosem i NASA, która narodziła się po mojej wizycie w Houston i na przylądku Canaveral. Obydwa te miejsca zrobiły na mnie ogromne wrażenie i mam małe marzenie, że jeszcze uda mi się tam wrócić. A przez to, że przechadzałam się po Centrum Lotów ...