Ta książka, tak różna w formie i treści od pozostałych książek Oriany Fallaci, będzie wielką niespodzianką dla czytelników, którzy znają Autorkę opowiadającą o wojnie w Niente e cosi sia (Nic i amen), i atakującą władzę w Interyista con la Storia (Wywiad z historia). Tym razem Fallaci stawia w wyszukanej formie literackiej problem stary jak świat: urodzić się czy się nie urodzić, dać komuś życie czy odmówić go. Ofiarą tego wyboru jak zawsze pozostanie kobieta. List do nie narodzonego dziecka jest tragicznym monologiem kobiety, która oczekuje dziecka, traktując swoje przyszłe macierzyństwo nie jak obowiązek, lecz jak odpowiedzialny wybór osobisty. Nie znamy ani jej imienia, ani twarzy, ani jej wieku, ani miejsca zamieszkania: jedynie z jej opowieści dowiadujemy się, że żyje w naszych czasach, że jest samotna, niezależna, że pracuje.
Monolog zaczyna się w chwili, w której kobieta czując, że jest w ciąży, stawia sobie z niepokojem pytanie: czy wystarczy chcieć mieć dziecko, aby zmusić je do życia Czy to będzie mile dla niego Usiłując uzyskać odpowiedź na to raczej paradoksalne pytanie, kobieta wyjaśnia dziecku, jakie trudności trzeba pokonywać, kiedy się wkroczy w świat, w którym przetrwanie znaczy przemoc, wolność jest marzeniem, sprawiedliwość podstępem, jutro tym samym co wczoraj, a miłość słowem o niezbyt jasnym znaczeniu. W trakcie rozważań, racjonalnych i namiętnych zarazem, pojawia się kolejny problem:
wewnętrzny związek pomiędzy kobietą a dzieckiem. Zawiera się on w kontrowersyjnym pytaniu, czy wolno poświęcić życie już istniejące dla życia, którego jeszcze nie ma Monolog przeradza się w spowiedź przed własnym sumieniem. Akcję dramatu wzbogaca udział innych osób. Jest ich siedem; wszystkie bez imion, bez twarzy, bez wieku i adresu, a są to: ojciec dziecka, przyjaciótka-feministka, pracodawca, lekarz-rygorysta, nowoczesna lekarka, starzy rodzice. Świadkowie nieświadomi tego nieszczęsnego związku opartego na prze- ciwstawnych emocjach: miłości i nienawiści, czułości i wrogości, na uczuciu utrudnionym buntem tej inteligentnej osoby, która akceptuje swoje macierzyństwo, ale równocześnie jest z niego okradana. W akcie sprzeciwu kobieta rzuca swemu dziecku ostateczne wyzwanie: ona ma prawo do istnienia niezależnie od niego, a ono ma prawo zadecydować: zaistnieć czy nie. Dziecko podejmuje taką decyzję, ale nie tylko wobec siebie. Odmawia sobie życia, wiedząc jak jest ono uciążliwe i trudne, i w ten sposób włącza w to matkę. Wykorzystuje drogę najbardziej okrutną — proces sądowy, który ma dowieść jej winy. Proces ten staje się punktem kulminacyjnym książki, a sędziami w nim wspomnianych siedem osób. Następuje seria spięć, nieoczekiwany zwrot i zapada werdykt, w którym potwierdza się, że to kobieta płaci zawsze za wszystko. Płaci wysoko, czasem własną śmiercią.
Jak zwykle bywa przy lekturze książek tak udanych jak ta, każdy z czytelników zastosuje tu własną interpretację:
jedni religijną, drudzy świecką, jedni filozoficzną, inni polityczną, niektórzy romantyczną, bądź po prostu osobistą.
Wielu wykorzysta ją w dyskusji o aborcji, znajdując gotowe tezy do swych polemicznych wystąpień. Spory, jakie rozgorzeją wokół Listu do nie narodzonego dziecka są nieuniknione. Ale ponad nimi pozostanie nie rozwiązany problem powszechny, któremu na imię macierzyństwo, nad którym Autorka każe nam zadumać się w swoim okrutnym i pięknym, przetkanym poezją opowiadaniu.