Żyłam z przeświadczeniem, że w młodości przeczytałam wszystkie powieści Joanny Chmielewskiej i że to najzabawniejsze książki jakie czytałam. Wiedziałam, że powrót do kultowej lektury w połączeniu z głosem lektora Tomasza Kota będzie świetną zabawą. Sprawdzę co mnie wtedy aż tak bawiło?
Po pierwsze, chyba Lesia czytałam (słuchałam) po raz pierwszy, bo nic nie pamiętałam, może tę powieść kiedyś przegapiłam.
Po drugie: albo zmieniło mi się poczucie humoru, albo Lesio to jakaś mniej zabawna historia od pozostałych, z humorem wyciskanym trochę na siłę. Uśmiechnęłam się wielokrotnie pod nosem, chyba z sentymentu, ale gdzie te moje salwy śmiechu sprzed lat.
Po trzecie nagromadzenie nonsensów jest tak duże, a bohaterowie to takie głupole i nieudaczniki, że płakać nad nimi raczej niż się śmiać. Chyba autor „Arystokratki" musiał zaczytywać się w Chmielewskiej, bo nagromadzenie nonsensów jest porównywalne, tylko Arystokratka, mimo iż o kilkadziesiąt lat młodsza, bawi mnie jakby mniej.
Po czwarte: z przyjemnością przypomniałam sobie absurdy PRL-u w krzywym zwierciadle. To było naprawdę zabawne.
Przy okazji mam pytanie do osoby kategoryzującej książki: gdzie w „Lesiu” doszukał się kryminału, sensacji, czy thrillera?
Sprawdzę jeszcze moje poczucie humoru sprzed lat na powieści, która bawiła mnie ongiś najbardziej, przeczytałam ją na pewno, pamiętam do dziś i całkiem spore fragmenty umiem zacytować, czyli na „Wszystko czerwone” z lektorem Ewą Abart i dam z...