To, że Lem wielkim pisarzem był, wszyscy wiedzą i wspominać o tym nie trzeba. Natomiast to, jakim człowiekiem był na co dzień, jak układał sobie życie z rodziną, jakim było ojcem i mężem, jak wyglądało jego dzieciństwo i pierwsze literackie próby, jak sobie radził w czasach siermiężnego PRL-u – o tym wie niewielu.
Na szczęście odpowiedzi na te (i na wiele innych) pytań znajdziemy w „Lem. Życie nie z tej ziemi” Wojciecha Orlińskiego. I bardzo to fajna, przyjemna lektura. Ukazuje Lema jako człowieka pełnego zalet, słabostek i przywar, co czyni ją biografią niemalże idealną. Historia życia autora „Solaris” to także historia Polski. Ile tu anegdot (począwszy od dzieciństwa we Lwowie, późniejszych zmagań z silnikiem mercedesa i zakupem jakiegokolwiek samochodu, wydawcami, filmowcami i budową wymarzonego domu, a skończywszy na „wojence” z Philipem K. Dickiem i politycznymi zawirowaniami w schyłkowych latach PRL-u), a ile tajemniczych opowiadań i ujawniania zawartości skrytek, w których pisarz przechowywał…
Mimo że Autorowi zarzucano, iż nie potrafił zobiektywizować swej oceny, pozwalam się z tymi zarzutami nie zgodzić. W.Orliński Lema uwielbiał (uważam go za znawcę lemowskiej literatury), a mimo to potrafił spojrzeć na pisarza krytycznym okiem. Nawet jeśli fakty zaprzeczały idealnemu wizerunkowi, podał je na tacy, nie oceniał i Lema nie bronił. Wręczył Czytelnikowi wszelkie narzędzia, by ten dokonał osądu. A jego wynik, proszę Państwa, to nie będą jaki...