"Tak", mówią drzewa.
"Nie zgubiliście się.
Jesteście nasi.
Jesteście nami.
A my nie wybaczamy."
Rodzina Strombergów przeprowadza się na północ Szwecji, zamieszkują w ogromnym domu, który okazuje się, że ma swoje mroczne tajemnice. W domu jest też opiekun i grupa dzieciaków, kiedy oni szybko opuszczają posiadłość, ponieważ zaczynają się zamiecie śnieżne, zaczyna być niebezpiecznie dla mieszkańców. Tym bardziej, że i nauczyciel i gospodyni cały czas ostrzegają. Jedynie ściany domu odgradzają ich od tego, co czyha na nich. Iluzja czy rzeczywistość, co czai się w lesie?
Narratorem całej opowieści jest nastoletni syn Strombergów. Wredny i dowcipny chłopak rozbawiał mnie swoimi hasłami, typowymi dla nastolatków. Mroczna starucha Dorotea – gospodyni w domu „od stuleci” też nie była aniołkiem. I te drzewa …….
Specjalnie czytałam w nocy, aby czuć tę klaustrofobię, demoniczną gospodynię i opisy nastolatka. No właśnie i to ostatnie nie do końca mi pasowało, jego słowa – takie typowe dla tego wieku, trochę tę grozę rozbrajały, podejrzewam, może taki był zabieg autora, aby stworzyć taki miękki horror. Będziecie się bać, chociaż może nie do końca – ja polecam. A właśnie – zakończenie powala …….