"Łączy nas nienawiść" to moja pierwsza styczność z twórczością Justyny Luszyńskiej. Zamawiając tę książkę, byłam święcie przekonana, że jest to jej debiut literacki, jednak gdy zagłębiłam się trochę w odmęty internetu, okazało się, że w tej kwestii nieco się pomyliłam.
Główną bohaterką tej historii jest Malina, a właściwie Ina, bo właśnie tak chce, aby się do niej zwracać. Mimo swojego młodego wieku jest kobietą, która "żadnej pracy się nie boi", ponieważ zaczęła imać się różnych zajęć, będąc już w gimnazjum. Poznajemy ją w momencie, gdy stara się o posadę w wymarzonej firmie - Adeline. Wprawdzie jej rozmowy kwalifikacyjnej nie można zaliczyć do udanych, ale dziewczynie jakimś cudem udaje się zdobyć posadę asystentki dyrektora generalnego.
Niestety jej wyobrażenie o tej pracy było dalekie od rzeczywistości. Zamiast wymarzonego gabinetu z wielkim oknem, dziewczyna dostaje małą ciasną klitkę, a na domiar złego jej szefem zostaje niezwykle irytujący playboy o imieniu Kuba, który na każdym kroku pokazuje, w jak głębokim poważaniu ma zarówno firmę, jak i swoich współpracowników.
Malina w zasadzie od początku jest rozczarowana swoją nową pracą, jednak zaciska mocno zęby i pracuje bez wytchnienia, aby zdobyć pieniądze na uratowanie wegańskiej knajpki swojej mamy.
Jedynym sprzymierzeńcem w nowej firmie wydaje się być Bartosz - asystent prezesa, ojca Kuby. Jednak czy w ostatecznym rozrachunku okaże się jej sprzymierzeńcem, czy wrogiem - musicie...