Urocza, wspaniała książka o "zezwierzęceniu" pewnego domu w Teremiskach... I przed Teremiskami. Jak zwierzęta weszły na głowę... dosłownie i w przenośni. Jak pogodzić pracę zawodową, życie prywatne i duszę prozwierzęcą?
Książka podwójnego autorstwa - podoba mi się to docenienie pracy pani Nurii, która opiekowała się całą zwierzęcą czeredą, a przecież zoo-dom w Teremiskach nie było pracą zawodową żadnego z autorów. Zaczęło się od potrzeby serca.
Świat dzieli się ponoć na tych, którzy Wajraka kochają i tych, co go nie lubią. Ja należę do tych, którzy uwielbiają. Zdecydowanie i szaleńczo. Od akcji z Rospudą, kiedy nie przypinał się wraz z innymi eko... do drzew, tylko usiłował znaleźć rozwiązanie "pomiędzy" - żeby dzikie zwierzęta i ludzie mogli koegzystować jak najmniejszym kosztem (nie tylko finansowym). Wtedy buchnęła moje nieokiełznane uwielbienie dla "człowieka puszczy". Potem zobaczyłam film, na którym Wajrak obserwuje truchło jelenia, podglądając jak mieszkańcy lasu wykorzystują niemal wszystko. Podejście pana Wajraka do tematu po prostu mnie urzekło. Takie normalne, bez zadęcia, niepotrzebnej filozofii.
Jednak są też tacy, którzy, delikatnie rzecz ujmując, go nie lubią.
Wypominają mu brak specjalistycznej wiedzy, zoo-celebryctwo i pisanie do GW. Rozumiem, jeżeli komuś nie podoba się pisarstwo pana Adama Wajraka, ale zarzucanie mu niekompetencji i celebryctwa to po prostu przejaw chorej zazdrości. A nawet zawiści. Żaden zoolog ...