To już trzeci tom Księgi Elbląskiej. Przez tych kilka lat udało się zgromadzić w trzech publikacjach bardzo dużo ciekawych informacji o naszym mieście i sprawach z nim związanych. W dwóch poprzednich, na 704 stronach, znalazło się 1459 zdjęć i 43 mapy, nie licząc oczywiście ciekawych tekstów. Tu należą się szczególne podziękowania sponsorom i współautorom, którym się chciało chcieć.
Bo wiadomo, że nie wszystkim Księga Elbląska podoba się. Szczególnie tym, którzy więcej krzyczą niż robią. Spotkałem się z zarzutem - posiadam kserokopię oficjalnego pisma z imiennymi podpisami, ale tu nie będę robił reklamy tym miłym ludziom - że materiały do Księgi Elbląskiej są dostępne w Czytelni Regionalnej Biblioteki Elbląskiej. Oczywiście niektóre z materiałów są w Czytelni Regionalnej (do znalezienia, co nie zawsze jest łatwe), i tu dziękuję Dyrekcji Biblioteki za ich udostępnienie. Ale czy są tak często poszukiwane? Żeby nie być gołosłownym postanowiłem to sprawdzić. W roku 2001 Czytelnię Regionalną odwiedziło - dane z wykazu czytelników - 410 osób, w tym moja skromna osoba 25 razy, 5 razy pozostali współautorzy Księgi Elbląskiej. Nie liczę tu oczywiście osób zawodowo związanych z Biblioteką. Czyli na 140 tys. mieszkańców Elbląga czytelnię odwiedziło 380 osób nie mających nic wspólnego z Księgą Elbląską. Myślę, że nie jest to największy procent.
Ale nasze środowisko elbląskie słynie z niezrozumienia wielu innych spraw. Koronnym przykładem są rowery. To, że nie można ubezpieczyć tego pojazdu od kradzieży to jest niewielki problem. Większym jest to, że ani władze lokalne, ani stowarzyszenia nie potrafią rozróżnić szlaku rowerowego od wydzielonej ścieżki rowerowej. Znakowane są szlaki, które prawie w całości prowadzą drogami asfaltowymi, stwarzając tym samym zagrożenie dla wszystkich użytkowników dróg. Nawet najnowszy most europejski z XXI wieku nie posiada ścieżki rowerowej! A ktoś mądry w Elblągu wpadł na pomysł, aby na połowie chodnika wyznaczyć trasę dla rowerów. Jak to wygląda w praktyce - kolizje rowerzystów z pieszymi, czasami bardzo poważne i kończące tzw. mordobiciem, szczególnie w okolicach przystanków autobusowych.
Andrzej Bobkowski w swoich „Szkicach Piórkiem” pięknie przedstawił różnicę między kulturą a cywilizacją:
„(...) Słuchaj, to światło elektryczne, włączone do namiotu, ten cały ogród ze śmietnikiem, z umywalkami i dołem higienicznym, to jest CYWILIZACJA. Natomiast, gdy my potrafimy się tym wszystkim posłużyć, jak należy, gdy nie ukradniemy żarówki i drutu nie użyjemy do przywiązania naszych bagaży, gdy nie napaskudzimy po kątach, gdy nie rozbierzemy wychodka na ogień i gdy jutro wyjedziemy stąd nie pokłóciwszy się z dozorcą i nie obiwszy go po mordzie na pożegnanie, to będzie KULTURA. Cywilizacja i kultura, to tak jak hasło i odzew na ćwiczeniach wojskowych. To sobie nawzajem odpowiada. Jedno bez drugiego nie jest kompletne. To śruba i nakrętka, przy pomocy których możesz dopiero coś zrobić, coś skręcić lub przykręcić(...)”
Ale to są wrażenia autora z rowerowej podróży po Francji na początku lat 40-tych XX wieku, w czasie II wojny światowej. Nie odważyłbym się dostosowywać jego przemyśleń do naszej obecnej sytuacji. Myślę, że aby dojść do tej prawdziwej Europy nie wystarczy nam jednego mostu. Życzę przyjemnej lektury i zapraszam na kolejne ciekawe wycieczki.
Jerzy Zaskiewicz