Czy to możliwe, by kilkulatek rozsmakował się w prozie Jamesa Joyca? No pewnie, trzeba mu po prostu przeczytać „Kota i diabła”.
James Joyce, jeden z najwybitniejszych pisarzy XX wieku, był nie tylko pisarzem, ale również tatą i dziadkiem. Do swojego wnuka adresował tę uroczą opowiastkę o kocie i diable, napisał ją językiem prostym i zrozumiałym dla czterolatka. Właśnie ten wnuk Stevie, dziś sześćdziesięciolatek, tak w przedmowie zachęca do przeczytania książeczki swojego Nonno (dziadka). „Poznacie historię miasteczka, położonego nad najdłuższą rzeką we Francji, dowiecie się o budowie mostu przez tę rzekę, która trwała zaledwie jedną noc, o dziwnej umowie między skłonnym do przepychu, ale mądrym burmistrzem, który sypiał o dziwnych porach, a niegroźnym diabłem, który nie dość, że czyta gazety, to jeszcze jest dobry dla zwierząt. I to nie wszystko…”. Intrygujące?
Opowiastka jest niezwykła, jak to bajki - z morałem, napisana 64 lata temu, wprawdzie trąci myszką, ale to nie przeszkadza - jest urocza. Książeczka w twardej oprawie, pięknie ilustrowana, znakomicie przetłumaczona. Stoi na półce (obok „Ulissesa”) i czeka na kolejne pokolenie dzieci w rodzinie.
Kupiłam ją jakiś czas temu na Allegro, gdy „Ulisses” mnie pokonał, a ja tego przeżyć nie umiałam, bo tak bardzo chciałam przeczytać coś Jamesa Joyca. No i przeczytałam. I bardzo mi się podobało.