„Koszmar z Elm Street” po raz trzeci. To moja ulubiona część jak do tej pory, bo ta najbardziej utkwiła mi w pamięci patrząc przez pryzmat filmowych kadrów. Szpital psychiatryczny dla dzieci po próbach samobójczych, kliku młodych pacjentów i znajoma postać z pierwszej odsłony cyklu. Czego chcieć więcej? Może jednej kluczowej kwestii, ale o tym za moment.
Świetny klimat tej odsłony. Zamknięte pomieszczenia i problemy psychiczne kuracjuszy, którzy za wszelką cenę chcą uniknąć fazy głębokiego snu. Nierozumiani przez personel, próbują przetrwać. Z pomocą przychodzi Nancy Thompson, która jako jedyna rozumie koszmar z jakim przyszło im się mierzyć.
Bardzo dobra część. Co prawda jest moment, kiedy jedna ze scen ujęta w książce mija się z obrazem reżyserii Chucka Russella, jednak efekt pozostał ten sam. W filmie, ta scena ukazana została o wiele dosadniej i to raczej tyle jeśli chodzi o nieścisłości poza mniej znaczącymi detalami.
Po zakończeniu tej części Jeffrey Cooper dokonuje przełomu w tej serii. W krótkim załączniku przedstawia osobną historię Freddy’ego Kruegera, której obraz jak dotąd był oparty na podstawie cząstkowych relacji zagubionych rodziców. Począwszy od okoliczności jego narodzin, młodzieńczych czasów, a kończąc na pierwszych morderstwach. To istotne fakty by zrozumieć tę serię.