Po gigantyczną powieść J.Franzena sięgnąłem dzięki wywiadowi z Autorem, jaki znalazłem się w jednym z „Ksiązki.Magazyn do czytania”. I znów jest chyba tak, że „Korekty” się albo pokocha albo porzuci, będąc zirytowanym wchodzeniem bohaterom do głowy i ciągłym poczuciem, że osacza ich, obserwuje i podgląda aż do bólu.
Niełatwa to książka o niełatwych, niezdrowych, wręcz denerwująco toksycznych relacjach rodzinnych. Nikt nie potrafi tu prawdziwie kochać, nawet najwspanialsza ponoć miłość, miłość rodzicielska czy braterska, jest tak wyblakle powierzchowna, że łatwo ją zmieść lekkim zaledwie dmuchnięciem.
"Korekty” zostały tak napisane, że wchodząc w życie rodziny Lambertów, czujemy się jak intruzi, nieco skrępowani tym, że bohaterowie nas nie dostrzegają i odkrywają przed nami najskrytsze tajemnice. Kieruje nimi ciągła walka i siłowanie się ze sobą, a jednocześnie łączy obojętność, jak w jakieś koszmarnej psycho-grze albo wyścigu, gdzie od początku jest wiadome, że nie będzie w nim zwycięzców, nikt nie dotrwa do końca i nie dobiegnie do mety, a wszyscy startujący są przegrani.
Autor kpi z „amerykańskiego snu”, szybkich karier i ciągłego biegu za pieniądzem, fałszu pożądania i tego, jak bardzo kieruje ono naszymi zrachowaniami i jak łatwo mu się poddajemy, tracąc z oczu to, co naprawdę jest ważne. Mocno wbija szpilę i czyni to tak głęboko, że po jej wyjęciu, pozostaje w skórze trwały ślad.
Nie ma tu happyendu, ni ckliwych przemówień, dzięki...