Cieszyła i bawiła mnie trzydzieści lat temu, przeczytana teraz sprawiła mi wielką przyjemność.
Ma swój wdzięk i nadal bawi mnie do łez. Całą tą elektryfikacją, postępem i zabobonem; dylematem: sierp, czy kosa; chłopską filozofią i chytrością Kaziuka; sprytem jego Handzi, która jednak pindę miała; pryncypialnością pełnej dobrych chęci uczycielki, która nauczała, że ziemia jest okrągła; chłopami, co to najchętniej tylko w te i nazad, a rano stajo boso w gaciach i koszulach i szczo szparko w koprzywy pod płotem.
Ach, ten konopielkowy język, powiedzonka i zdrowe chłopskie myślenie! Czytałam i uwierzyć nie mogłam, że właściwie wszystko po tylu latach pamiętam. Tylko jest jeszcze śmieszniej, częściej się zadumałam nad tym, jak bardzo bronimy się, gdy odchodzi oswojone i znane stare, a nadchodzi niezrozumiałe nowe.
Dla mnie książka kultowa. Kto nie czytał, ten gapa.