Perec nazwał Kondotiera „pierwszą skończoną powieścią”, jaką udało mu się napisać. Ponad pół wieku po jego powstaniu (1957‒1960), trzydzieści lat po śmierci autora (3 marca 1982), odkryjemy wreszcie to młodzieńcze dzieło, zaginione i cudem odnalezione. Gaspard Winckler, bohater powieści, przez wiele miesięcy pracował nad falsyfikatem Kondotiera, starając się stworzyć portret doskonalszy od oryginału z Luwru, namalowanego przez Antonella da Messinę w 1475 roku. Ów książę fałszerzy jest jednak tylko zwykłym wykonawcą zleceń niejakiego Anatole’a Madery. Jak w powieści kryminalnej, na początku Winckler zabija Maderę. Dlaczego to robi? Dlaczego ponosi klęskę w swym projekcie dorównania renesansowemu mistrzowi? Do czego dążył, osiągając wirtuozerię w fałszowaniu dzieł sztuki? Co fascynowało go w obliczu włoskiego dowódcy najemników emanującym wrażeniem panowania nad światem i energią? Dlaczego zamordowanie Madery przeżywa jako wyzwolenie? Kondotier pokazuje, w jaki sposób, zmagając się z falsyfikatem, można dotrzeć do prawdy. Na początku uważamy – albo udajemy – że to łatwe. Któż to taki, ten Antonello da Messina? Początki szkoły sycylijskiej, przeważające wpływy flamandzkie, poboczny, lecz wyraźny wpływ szkoły weneckiej. Tyle powie każdy podręcznik. To wyjaśnia pierwsze podejście. Ale dalej? Suchość i mistrzowskie opanowanie stylu. Powtarzamy to sobie; sądzimy, że powiedzieliśmy wszystko. Ale na czym polega ta suchość? Na czym polega to mistrzostwo? To już nie jest takie oczywiste, to już nie przychodzi samo. To przychodzi opornie, powoli, niezależnie od naszej woli… Spędzamy przed płótnem albo kartonem wiele, wiele godzin. Przed nami tylko ten zbiór praw, do których należy się zastosować, których nie można przekroczyć. Trzeba je najpierw zrozumieć, od początku do końca, wszystkie, w całości. Nie popełniając żadnego błędu. Fragment