Gdyby nie seria 'Naokoło Świata' do głowy by mi nie przyszło sięgać po książkę o taternictwie. Chyba nie ma tematu bardziej odległego ode mnie: bo nie lubię zimy, nawet na drabinę wchodzę z drżeniem nóg... I w ogóle jak już, to wolę się poopalać. No może nie będę ciągnąć dalej tej spowiedzi. W każdym razie bałam się, że będzie to 418-stronicowa droga przez mękę nudy.
A jednak książka mnie zaskoczyła. Przede wszystkim tym, że czytało się ją dobrze. Autor pisał językiem ciekawym i widać, ze miał plan na książkę. Opisał w niej swoje dokonania, trudy wspinaczek, towarzyszy wypraw, przyjaciół, momenty radości i tragedii. Co prawda nie znam większości terminów z taternictwa, ale dzięki tej książce wyobraziłam sobie jakim hartem ducha muszą wykazywać się alpiniści, którzy walczą z wysokością, grawitacją, lawinami, pogodą i własnym zmęczeniem.
Poza hartem ducha, uczucia, które opisuje Jan Długosz to solidarność, odpowiedzialność za każdy krok swój i towarzyszy, odwaga walki o obrany cel, ale i odwaga poddania się, poczucie sukcesu i żal wobec klęski swojej i innych. Są to cechy, które cenię w ludziach i które giną w naszym obecnym świecie popkultury.
Wydaje mi się, że dzięki tej książce lepiej zrozumiałam te rzesze alpinistów, którzy ryzykują życie na 'szczytach świata'.