Komedię kryminalną "Nieszczęścia chodzą trójkami" oceniłam kiedyś dobrze. Tam pewne sceny bawiły, na coś się czekało, a w przypadku "Kołysanki" mam odczucie, jakby pisała je młodsza, mniej doświadczona literacko osoba. To prosta historyjka łącząca motywy, które pojawiły się w wielu istniejących książkach innych autorów, co oznacza że nie pojawi się nic nowego co by czytelnika miało zaskoczyć. Podobnie z inspiracjami idącymi w kierunku klasyki, czyli baśni, chociaż w tym wypadku nadaje to jakiegokolwiek smaczku opowieści. A wszystko ujęte dość topornie i jak na książkę o magii - nazbyt statycznie i mdło. Brakuje tej historii charakteru, podobnie jak jej bohaterom. Można na lata zapamiętać fabułę dzięki postaciom, które były nie tylko jakieś, ale prezentowały chwytliwą manierę, miały bogatą osobowość i albo oczarowały, albo tak irytowały swym sposobem bycia, że nie sposób zapomnieć.
Parę wątków bez rozwinięcia, coś tam porzucone i końca nie widać (może w kolejnych tomach?). Łatwo wyłapać tez powtórzenia, wracanie do tego samego i nie mam tu na myśli przeszłości, odwołań do przodków, mimo iż wydaje się jakby na tym oparła się cała historia - historia zemsty. Zemsta jaka jest każdy widzi, a co do walki mocy zdecydowane rozczarowanie wieńczące to dzieło.
Moją uwagę zwróciło tez to, że główna bohaterka zachowuje się niekonsekwentnie. Raz jest pewną siebie i swych czarownych mocy kobietą, która nie ulega męskim zaczepkom, a to znów robi to co inni jej mówią. Jakby cierpiała na zmienność nastrojów rzucając się od złości, a nawet furii po popadanie w przygnębienie. Takie przebiegunowanie na zawołanie, co wytrąca czytelnika z rytmu i każe zastanawiać się o co chodzi, bo przecież nie było powodu. Za to jest na tyle sprytna i genialna, że potęga wroga kłania się do jej stóp, co wypada nieszczególnie przekonująco w opisywanej scenerii zdarzeń.
Po lekturze łatwo odnieść wrażenie, że nie tyle śledztwo było ważne, a roztrząsanie historii rodzin władających magią, ich hierarchia oraz zaszłe konflikty. Za to niewielkie skupienie na ukazaniu rzeczywistości magicznej, miejsc, postaci. Wyszło zaskakująco banalnie. Nie jestem znawczynią tego typu historii, urban fantasy gdzieś tam zagościło u mnie parę razy, ale to nie znaczy, że teraz zadowolę się byle czym, co będzie choćby miernym nośnikiem "czarownej" fabuły. Liczyłam na dobrą zabawę, z humorem potraktowaną opowieścią, lekką, ale wciągającą. A takie składowe jak: czarownice, magia, miejsce wydarzeń, sięganie do korzeni daje skojarzenie, że będzie słowiańsko. Niestety, nie wyczułam takich klimatów, tak samo jak większych emocji.