Żeby powstała dobra literatura, wcale nie potrzeba wymuskanych zdań i pięknych bohaterów. „Kolor purpury” w dużej części stanowią listy Celii, Afroamerykanki i półanalfabetki, pisane najpierw do Boga, potem do siostry Nettie. Wielkie brawa dla tłumacza za ten trud – czytelnik zaś staje przed niemałym wyzwaniem, ponieważ dość ciężko czyta się ten mocno potoczny tekst naszpikowany błędami ortograficznymi. W przeciwieństwie do stylu Celii stoją listy Nettie, osoby lepiej wykształconej i oczytanej.
Czy więc pomimo tych trudności warto sięgnąć po „Kolor purpury”? Oczywiście! Autorka pokazuje dramat głównej bohaterki, której życie zdaje się być pozbawione sensu i usłane kamieniami, dopóki nie poznaje Cuksy. Dopiero druga kobieta pozwala odkryć Celii własną wartość i zawalczyć o siebie.
Powieść ta opowiada też o innych dramatach osób czarnoskórych. Nettie wraz z zaprzyjaźnioną rodziną udaje się na misję do Afryki. Tam poznaje nie tylko trudy życia tubylców, ich nierówną walkę z białymi imperialistami o swoją ziemię. Jest to też powieść o dramacie samych Afroamerykanów, którzy decydują się powrócić do kraju swoich praojców. W Ameryce są traktowani jak ludzie gorszego sortu, w Afryce jako obcy.
Mój ulubiony fragment powieści? To scenka opowiedziana przez Nettie, kiedy ta była w Anglii u pewnej damy z wyższych sfer, misjonarki, która chwaliła się medalem otrzymanym za swoją działalność od króla Leopolda. Młody prawnik nie wytrzymał i uświadomił ją, jakic...