Po co i dla kogo są takie książki? Może dla autora i dla wydawnictwa, bo na pewno nie dla mnie.
Rzecz miała być o kobietach despotów, tymczasem jest o 17 despotach. O ich 50 kobietach również, ale one tylko orbitują w tle. O każdej troszkę, o mężczyźnie dużo. Bo jeśli na przykład amory Piłsudskiego opowiedziane są na około 30 stronach, a dotyczą 6 pań, to ileż się o takich żonach i kochankach wodza można dowiedzieć z tych marnych kilku stroniczek? Jeszcze mniej kartek i wiadomości przypada na jedną z 8 towarzyszek Fidela Castro. Uprzywilejowane są niby panie, które były jedynymi kobietami swych panów i władców, ale wtedy autor i tak rozpisuje się o mężczyznach.
A może niepotrzebnie marudzę? Taka była pewnie koncepcja książki. Sławni panowie i wianuszek pań wokół. Tylko dla mnie tytułowy temat się w takim ujęciu nie broni.
Zbyt powierzchownie, zbyt prosto (czasem niestety prostacko), z błędami merytorycznymi, w stylu szkolnych wypracowań - słowem nic ciekawego. A czy się dowiedziałam czegoś nowego? O mężczyznach troszkę, o kobietach niewiele.