Pavol Rankov na kartach powieści zbudował klinikę jako miejsce dosłowne oraz metaforę walki o zdrowie psychiczne. Jej korytarze zdają się tworzyć labirynt bez końca, gdzie osławiony profesor nie stacjonuje w jednym gabinecie, a porusza się nie tylko między pomieszczeniami, ale też państwami. Zdaje się być na wyciągnięcie ręki, ale wciąż wymyka się pacjentom oraz pracownikom (zresztą granica między jednymi i drugimi stale się zaciera). O jego uwagę trzeba zabiegać, a wielkość oraz sława, którymi się cieszy, urasta do rangi kultu. Dla bohatera jednak stanowi przede wszystkim jedyny ratunek od własnych uczuć, więc wraca do kliniki każdego dnia, zwierza się kolejnym osobom, błądzi w korytarzach i próbuje przekształcić własną historię w coś na tyle interesującego, by przyciągnąć do siebie profesora. Desperacko szuka pomocy oraz wsparcia, jednocześnie zatraca się w samym poszukiwaniu łatwego rozwiązania problemów, nie dążeniu do zmiany. W głowie tworzy liczne scenariusze, bawi się poczuciem beznadziei, bywa bardzo uparty, niekoniecznie radzi sobie z drugim człowiekiem. Wierzy, że profesor mu pomoże, rozwiąże wszystkie problemy, przejmie odpowiedzialność za jego życie.
Powieściowa klinika zdaje się być jednocześnie fizycznym ratunkiem jak i poplątanym miejscem w głowie bohatera, który tkwi gdzieś między dawną traumą, trudną relacją z rodziną czy nierzeczywistym podejściem do samego siebie. Można ją wielorako interpretować, tak samo jak relację kolejnyc...