Ludzkie ucho nie słyszało, albo – nie usłyszeć mogło. A przecież Maciej Malicki relacjonuje tę niesłychaną przygodę ucha bez zmrużenia powiek i z taką płynnością, jakby spisywał rozmowy swoich bohaterów z jakiejś magicznej taśmy, lub przynajmniej – z pamięci. Tylko to jest ciekawe – powtarza za mistrzami peryferyjnych punktów obserwacyjnych – co idzie w bok. Ojcowie założyciele tych wysuniętych placówek polszczyzny – Buczkowski, Białoszewski – byliby Maciejowi Malickiemu radzi. Tak dojrzały debiut prozatorski to czysta radość, tak przyjazny językowi to wielka rzadkość.
Piotr Sommer