Jeśli chodzi o mnie, to często zdarza mi się zwracać uwagę na wątki, które inni albo potraktowali bardzo ogólnie, albo nie zwrócili na nie uwagi. W tej powieści pierwszym co mnie zastanowiło, to ciekawy pogląd na temat mężczyzny i to takiego, który zdradził żonę z młodą, atrakcyjną dziewczyną co oczywiście doprowadziło do tego, że został surowo ukarany przez żonę odseparowaniem od córek. Nie odnosi się to bezpośrednio do głównego wątku powieści i do głównej bohaterki, ale w jakiś sposób jest z nią związane.
Niby facet powinien być przeze mnie, czyli przez kobietę odebrany bardzo negatywnie, a jednak czułam, że wina za to co zrobił (niech nikt nie myśli, że go usprawiedliwiam, bo tak nie jest) ponosi także jego żona.
Nie chcę stawać po stronie tego mężczyzny, chociaż autorka przedstawiła go w samych superlatywach, a jego „skok w bok” stanowił jeden z jego nielicznych występków na minus, ale postawa żony, matki trojaczek chyba również trochę się do tego przyczyniła. Sama jestem żoną i matką, ale nie rozumiem tego jak można zaniedbać siebie siedząc w domu. Kiedy kobieta chodzi do pracy, dba o swój wizerunek, a gdy zostaje w domu, nie musi już tego robić? Bo dla kogo? Dla dzieci? Dla garnków czy mopa? Nie! Powinna zadbać o swój wizerunek DLA SIEBIE, dla własnego samopoczucia.
Mama głównej bohaterki widocznie nie czuła takiej potrzeby, z dnia na dzień zszarzała, zobojętniała i stała się zgryźliwa, a potem zdziwiona odkryła, że w mężu obudził się...