Przeczytane
Fantastycznie i paranormalnie
2018
Lekki wyłom wśród czytanej ostatnio literatury. Tym razem postawiłam na pewniaka. Znanego i cenionego pewniaka.
Już nawet nie pamiętam, kiedy przeczytałam Jeźdźców Smoków po raz pierwszy, ale podejrzewam, że był to początek lat 90 (i nie, nie był to początek serii Ambera, który ukazał się później). I od tego czasu, raz na jakiś czas powracam do książki, a teraz to już właściwie do całej serii. Kilka z nich przeglądam, ale są i takie, które czytam od deski do deski. I nadal lubię i nadal mam ochotę.
Anne McCaffrey zabiera czytelnika na trzecią planetę Rukbat, którą po osiedleniu ludzie nazwali Pernem. Przyjazna z początku planeta przywitała kolonistów spadającymi z nieba srebrzystymi Nićmi palącymi na swojej drodze wszystko i wszystkich. Jedynym ratunkiem stały się wyhodowane przez zdesperowanych ludzi skrzydlate ogniste smoki, które wraz ze swoimi jeźdźcami broniły Niciom dostępu do ziemi. Gdy niebezpieczeństwo minęło, ludzie odwrócili się od swoich wybawców nie myśląc o tym, że jeśli coś się pojawiło, a potem odeszło, to przyjdzie czas, kiedy wróci. Właśnie w takim momencie powrotu rozpoczyna się akcja Jeźdźców Smoków.
Świetny, niecodzienny pomysł, bohaterowie, mądrzy, zdesperowani w swoich działaniach, patrzący dalej niż na czubek swojego nosa. Świetnie zaplanowany świat, rozpisany konsekwentnie i logicznie. Z właściwym początkiem, środkiem i zakończeniem, które obiecuje więcej, więcej i więcej.
Można polubić F’lara, można podziwiać Lessę i jej niepokorę i ...