Wampir szukający dentystki, bo stracił zęba na seks lalce? Ochroniarze w spódnicach? Pani doktor, która boi się krwi? Napój z krwi i czekolady, który powoduje nadwagę?
Brzmi absurdalnie? Bynajmniej nie tutaj.
Roman jest wampirem, który czuje się zły. Nie chce gryźć śmiertelników ani wiązać się ze ludzkimi kobietami. Gdy trafia się na Shannę, zmienia całkowicie swoje zdanie.
Shanna ukrywa się dzięki programowi Ochrony Świadków. Widziała za dużo, a teraz ci dranie na nią polują. Gdy na jej drodze pojawia się Roman, nie wie co o nim myśleć.
Ta para jest dość dziwna i ciężko mi powiedzieć, czy mi się oni podobają czy też nie. Ich relacje z przypominają taką delikatną sinusoidę, która z fascynacji przemienia się w niepewność.
Cała fabuła przypomina komedię pomyłek i parodię niektórych zagrań. Było to dla mnie trochę sztuczne. Nie przepadam za karykaturalnym (że tak to ujmę) humorem, a tu taki otrzymałam. Mnie on nie bawi. Bardzo dużo tutaj jest absurdów, chaosu, przejścia z jednego stanu emocjonalego w drugi (a raczej prób wprowadzenia w taki stan).
Nie mam tu zbyt wiele rzeczy, które podobały mi się. Przeszłam przez książkę, ciekawił mnie jej koniec, nie miałam ochoty jej odkładać, ale zrobiłam to bez emocji, ot tak. Być może wciągnął mnie swoisty klimat książki, gdzie ta średniowieczne potwory łączą się z nowoczesnością.
"Jak poślubić milionera wampira" to książka lekka, może i zabawna, ale na pewno nie jest wybitna. To książka tak na nie-myślenie, bo gdy się zaczniemy skupiać na szczegółach zobaczymy sporo dziur i niedociągnięć, czasem też brak logiki (o chaosie nie wspomnę). Nie wiem, czy będę sięgała po kolejne książki, być może, nie mówię nie. Klimat mi się podobał, historia nie była zła, ale wykonanie, to już mniej :P