"Kto wyskakuje w majowe słoneczne popołudnie? [...]. Kobieta! Ludzie nie robią takich rzeczy."
Długo zastanawiałam się nad tym zdaniem, które pojawia się właściwie na samym początku książki. I tak naprawdę wciąż się nad nim zastanawiam, bo właściwie, co ono znaczy i o czym mówi? Czy ja go źle czytam, czy źle rozumie?. Wychodzi mi z rozmyślań, że miało być śmieszne, tylko dlaczego mnie nie śmieszy?
Cóż więc my tu mamy? Mamy więc takie sobie czytadełko, które chciałoby uchodzić za wielką literaturę, poruszywszy dość ciężki temat, czyli rzetelności badań nad nowymi farmaceutykami. W tym wypadku chodzi konkretnie o lek na raka. Jak jest z rzetelnością takich badań, czy w ogóle z uczciwością firm farmaceutycznych, wszyscy wiedzą, ale niewielu o tym głośno wspomina. Kasa, kasa, kasa...
Ale wróćmy do książki, dwie siostry, żeby było ciekawiej, bliźniaczki. Jedna, Ewa to zwyczajna nauczycielka z mężem i dzieciakami, taka statystyczna polska rodzina, która właściwie żyje od przysłowiowego pierwszego do pierwszego. Druga bliźniaczka to Ela, wielka pani dyrektor medyczna w firmie farmaceutycznej. Pewnego "słonecznego majowego popołudnia" dzieje się coś tak absurdalnego, że wielu ludzi z najbliższego otoczenia pani dyrektor nie może tego zrozumieć.
Ewa postanawia się jednak dowiedzieć, co takiego się stało, że pchnęło jej ukochaną siostrę do tego kroku. Na miejscu, czyli w Warszawie okazuje się, że tak naprawdę nie wiedziała nic ani o swojej siostrze, ani o jej życiu.
Jak już zauważyli inni czytelnicy przede mną, postać Ewy jest naprawdę irytująca, mało kumata, by nie rzecz po prostu głupia. W dodatku przejawiająca jakąś dziwną jak dla mnie mętną moralność. Autorka próbuje być też dowcipna. Niestety jej dowcip jest pokroju tego zdania z cytatu, z początku mojej opinii, czyli zupełnie nie w moim guście. Niestety muszę się nie zgodzić z tym co przeczytałam na tylnej okładce tej książki. Nie jest ona ani wciągająca, ani zaskakująca. Taki słaby średniaczek na cztery gwiazdki.