Książka o tych, którzy najmniej posiadali, niewiele mogli i mało znaczyli. Którzy na wysokich schodach poważania i uznania stali najniżej. Rzecz jest o żebrakach, złodziejach, prostytutkach. Także o drogach, które prowadziły na peryferie miejskiego mrowiska.
Temat przypomina wędrówkę z kompasem w słabo rozpoznanym terenie. Uboga literatura przedmiotu przynosi wzory najczęściej z historii prawa, struktur społecznych lub sensacyjnych pitavali. Źródła, przeważnie sądowe i to Kurii Metropolitalnej w Krakowie czy Urzędu Miasta Krakowa narzucają sugestywną wizję złoczyńcy i winowajcy.
Autorzy, doskonali historycy i świetni gawędziarze chcieliby uniknąć zarówno moralistycznych ocen, jak i niewczesnej apologii hultajów i rzezimieszków. Między kreowaniem ich na bohaterów sprzeciwiających się dziejowej niesprawiedliwości a potraktowaniem ich jako "odpadków" zbiorowości, istnieje słabo dotąd poznany obszar prawdy o człowieku społecznie zdegradowanym, który nie sam był winien własnej sytuacji. Społeczność miejska wyrzucała poza obręb akceptacji wszystkich wyłamujących się spod powszechnie uznanych norm postępowania i reguł współżycia. Nie tolerowano zarówno swoich, jak i napływowych odmieńców. Miasto jednak, pomimo wszelkich zakazów, rygorów i represji przyciągało różne elementy. Garnęli się do Krakowa i ci, którzy w nim godziwego zajęcia znaleźć nie zdołali lub nie chcieli. Nie przerażały ich twarde reguły życiowej gry, takież prawo karne, a nawet błysk katowskiego miecza.
Temat przypomina wędrówkę z kompasem w słabo rozpoznanym terenie. Uboga literatura przedmiotu przynosi wzory najczęściej z historii prawa, struktur społecznych lub sensacyjnych pitavali. Źródła, przeważnie sądowe i to Kurii Metropolitalnej w Krakowie czy Urzędu Miasta Krakowa narzucają sugestywną wizję złoczyńcy i winowajcy.
Autorzy, doskonali historycy i świetni gawędziarze chcieliby uniknąć zarówno moralistycznych ocen, jak i niewczesnej apologii hultajów i rzezimieszków. Między kreowaniem ich na bohaterów sprzeciwiających się dziejowej niesprawiedliwości a potraktowaniem ich jako "odpadków" zbiorowości, istnieje słabo dotąd poznany obszar prawdy o człowieku społecznie zdegradowanym, który nie sam był winien własnej sytuacji. Społeczność miejska wyrzucała poza obręb akceptacji wszystkich wyłamujących się spod powszechnie uznanych norm postępowania i reguł współżycia. Nie tolerowano zarówno swoich, jak i napływowych odmieńców. Miasto jednak, pomimo wszelkich zakazów, rygorów i represji przyciągało różne elementy. Garnęli się do Krakowa i ci, którzy w nim godziwego zajęcia znaleźć nie zdołali lub nie chcieli. Nie przerażały ich twarde reguły życiowej gry, takież prawo karne, a nawet błysk katowskiego miecza.